Hello, witajcie wakacyjnie i upalnie!
Przerywam długie milczenie żeby Wam pokazać metamorfozę mojego krzesła, zakupionego późną jesienią od Justyny ze Sweet Design, o którym pisałam tutaj. Czekałam cierpliwie całą zimę i wiosną zdobyłam się na odwagę. W tym miejscu muszę podziękować p. Justynie za zaangażowanie i cierpliwość dla mojego wypaczonego gustu :P Krzesło było pokryte lakierem, którego należało się pozbyć.
Plamy na betonowym podjeździe rodziców Ł. to pamiątki po żmudnym nakładaniu dwóch warstw farby do drewna. Kilkudniowe solidne szlifowanie i ścieranie starego lakieru później gruntowne oczyszczenie z pyłu, wybór koloru, zakup farby i malowanie... Kolor farby nie do końca spełnił moje oczekiwania. W sklepie wydawał się idealnie miętowy, po malowaniu to już raczej seledynowy z 30% odcieniem miętowego ;D Tak go widzę. Przyzwyczaiłam oczy, już w pełni go akceptuję. Jestem zadowolona!
Krzesło posiada małe niedociągnięcia, ubytki które powstały w wyniku mojego szalonego pierwszego kontaktu ze szlifierką :D ale czyż nie one stanowią o jego wyjątkowym, hand-madowym charakterze?